A więc było tak. Bardzo miły p.doktor porozmawiał, objaśnił, czekał na pytania. Póżniej, P.anastazjolog też miła też pogadała i objaśniła. Niestety nie poradziła sobie z moimi żyłami ( nie ona jedna) i wszytskich krew zalała...;-) poźniej to spałam, a jak się obudziłam byłam na sali i mężuś mnie głaskał i byłam zrobiona " w balona":-) okazało się że 700 ml nie dało rady i mam 650 ( ciekawe jak ja tam pół pizzy mieściłam??). Dostałam certyfikat, instrukcje recepty i telefon do użytku 24 na dobę- gdyby coś się działao.
Na sali leżała ze mną kobieta ( koło 50tki) której właśnie wyciągano balona - 1,5 miesiąca przed terminem. Schudła 23 kg :-))))
Pierwsza doba nic, druga doba wypiłam kubek różnych rzeczy , ale wszytsko zwracałam. Trzecia doba przestałam wymiotować i wlałam w siebie herbatkę owocową, trochę rosołku warzywnego.
Dziś od rana jest lepiej, chociaż na pewno nie doskonale- wypiłam pół kubka rosołku, i pół kubka kompotu...
oczywiście się zważyłam, ale wiem, że to niewspółmierne - więc nie podaje...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
teraz juz bedzie z gorki. teraz mam szystko za soba i pomimo iz wszystko przed Toba to jestes blizej jak dalej sukcesu. zycie z bib jest latwiejsze niz bez ;)
Kibicuję Ci i trzymam kciuki !
Cześć. Trafiłam do Ciebie poprzez Vitalię. Ciekawi mnie jakie badania musiałas porobic przed założeniem balonika, czy zabieg jest/może być refundowany przez NFZ? Gratuluję ci odwagi i życzę sukcesów.
Prześlij komentarz